poniedziałek, 7 maja 2012

calm before the storm, scattering after.



 Przez pół roku przelotnie widywała gościa,  który mógł być dla niej 'panem idealnym'. Była setki razy w miejscach, w których przebywał, mimo iż było to ponad 100 km od miejsca, w którym mieszkała. 
Pojechała na Dni Młodych w okolice Jasła, aby zapomnieć o cierpieniach zakochanej naiwniaczki, wyciszyć się i ponownie stać się niezależną, samowystarczalną kobietą. Tam też jej towarzyszył.
 Siedział zawsze centralnie przed nią. Ironio losu - módl się za nami.

On, wysoki brunet, z pozoru cichy, oszczędzający pokłady energii na specjalną okazję, dla specjalnych ludzi. Trafiał do serca głosem i  każdym dźwiękiem, który tworzył uderzając smukłymi palcami w klawisze.
Przez 5 dni, każdego wieczora mijała go przechodząc przez korytarz, rzucając mu obojętne spojrzenie, raczej skupiając się aby nie potknąć się o sterty ręczników ludzi zgromadzonych po prysznicu, na czuwaniu, siedzących późnym wieczorem na środku korytarza szkolnego. Siadała gdzieś w tłumie, zamykała oczy i wsłuchiwała się w jego słodki głos, który pieścił uszy zgromadzonych wokół. Wywoływał ekscytację. Los stwarzał mnóstwo okazji do poznania się, ale przed każdą uciekała. Nie odczuwała potrzeby, aby podejść i się przedstawić. Bo po co? Czy mieliby jakieś tematy do rozmowy, kiedy po komplemencie wypowiedzianym z jej ust zapadłaby niezręczna cisza? 
Z kolei on przez te parę dni wydawał się wyraźnie zagubiony, może ciut samotny. Odjechali do domów nie wiedząc nadal o swoim istnieniu, choć dziwna pustka nadal ich dręczyła.
Dzień po powrocie, przez banalnego facebook'a, banalne zaproszenie i banalne zagadanie, samotność zaczyna znikać...
Kim Ty jesteś, że masz aż taką siłę przyciągania? 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz